niedziela, 29 października 2017

„AKUSZER BOGÓW” - gdy druga część przewyższa pierwszą.

Autor: Aneta Jadowska
Wydawnictwo: SQN Imaginatio
Rok wydania: 2017
Ilość stron: 398


Przeszłości nie można zmienić, więc nie ma sensu pozwalać, by gorycz z jej powodu zatruwała teraźniejszość (...)”



Z reguły nie sięgam po drugi tom jakiejś serii prawie od razu po przeczytaniu pierwszego. Zazwyczaj wolę poczekać kilka tygodni, tak aby moje wrażenia względem niego nieco się przytarły. Tak też i było w przypadku „Akuszera Bogów”. „Dziewczyna w Dzielnicy Cudów”, mimo kilku usterek, ogólnie przypadła mi do gustu – zwłaszcza jej zakończenie, które zachęcało do zagłębienia się w kolejny tom. Właśnie z uwagi na to zakończenie w stosunkowo krótkim czasie sięgnęłam po „Akuszera Bogów”, choć obawiałam się, że nie dorówna „Dziewczynie...”. Zupełnie niepotrzebnie, ponieważ książka ta przewyższa swoją poprzedniczkę.

Akcja tej powieści zaczyna się mniej więcej w tym samym momencie, w którym zakończyła się w pierwszej części. Nikita postanawia wyruszyć do Norwegii, aby tam uzyskać odpowiedzi na dręczące ją pytania odnośnie przeszłości. Nie będzie to jednak łatwa podróż, gdyż z niewyjaśnionego powodu jest ścigana przez różne bandy chcące ją pojmać. Na miejscu natomiast czeka na nią wiele magicznych postaci i nie wszystkie z nich są jej przyjazne. Jednak znając Nikitę możemy być pewni, że nie da sobą pomiatać i nie podda się w realizowaniu zamierzonego celu. Mamy natomiast okazję obserwować, jak ona sama się zmienia wewnętrznie, dojrzewa, a przede wszystkim otwiera się powoli na przyjaznych jej ludzi. Widzimy, jak powoli dochodzi do wnioski, że przemoc nie zawsze popłaca, a czasami naprawdę warto zdobyć się na cierpliwość.

Bardzo spodobał się początek tej książki. Akcja od pierwszych stron rozkręca się i pędzi do przodu (w przeciwieństwie do poprzedniego tomu, gdzie akcja rozwijała się bardzo powoli). Czytelnik mimowolnie przewraca stronę za stroną i nagle orientuje się, że połowa książki już za nim. Następnie akcja zwalnia, tak, aby można było złapać przysłowiowy oddech i przygotować się mentalnie na kolejne bum. Autorka nadal też prezentuje specyficzne, trochę cięte poczucie humoru. Uśmiałam się np. przy lekturze fragmentu opisującego pierwsze spotkanie Robina oraz Larsa: „Kolejne sekundy poświęcili temu pradawnemu rytuałowi męskiego mierzenia się spojrzeniem, zaglądania sobie w dusze i gacie, czyli ocenie pozycji na drabinie hierarchii na podstawie uścisku dłoni”. W „Akuszerze Bogów” został również zaprezentowany piękny norweski klimat – surowy, ale mający swój specyficzny, dostojny momentami urok. Magia w naturalny sposób miesza się tutaj ze światem rzeczywistym. Obie te sfery w miarę spokojnie koegzystują ze sobą na jednej płaszczyźnie.

W zasadzie tylko jedna rzecz nie przypadła mi do gustu w tej książce, a mianowicie rozwiązanie zagadki, kto tak naprawdę zlecał nieustanne polowanie na Nikitę. Uczciwie jednak stwierdzam, że po lekturze znacznej części książki spodziewałam się czegoś z wielkim efektem WOW, zaś prawda okazała się jakaś taka... zwyczajna. Autorka po prostu narobiła mi apetytu na coś o wiele bardziej spektakularnego. Natomiast powtórzenia i wyjaśnienia pewnych aspektów (np. wspominanie przez główną bohaterkę, ile zła doświadczyła od ojca) nie raziły mnie już tak bardzo, jak w pierwszej części, m. in. z uwagi na to, że o wiele rzadziej tutaj występowały.

Podsumowując - „Akuszer Bogów” to książka interesująca, o wiele lepsza od „Dziewczyny z Dzielnicy Cudów”. Cała akcja jest przez autorkę różnorodnie prowadzona (są momenty żywsze i spokojniejsze), jednakże stale trzyma się na przyzwoitym poziomie. Zaskoczyło mnie to, że oprócz typowej rozrywki podczas lektury (a naprawdę dobrze się bawiłam czytając tę książkę) otrzymujemy również kilka przekazów nieoczywistych na pierwszy rzut oka – np. że zawziętość i zabijanie nie zawsze się opłacają oraz że warto mieć bliskich sobie ludzi, na których można polegać w trudnych chwilach. Zakończenie w niewielkim stopniu zdradza nam, że możemy oczekiwać kolejnego tomu oraz czego możemy po nim oczekiwać. Nie jest to jednak jakiś wielki spojler, a jedynie delikatna wskazówka odnośnie tego, co może się dziać (bez podania konkretów). Ja z pewnością sięgnę po trzeci tom serii przygód o Nikicie, kiedy zostanie on już wydany.

****************************
Zdjęcie pochodzi ze strony empik.com

Za możliwość przeczytania książki dziękuję portalowi czytampierwszy.pl

O tym, jak warto spełniać swoje czytelnicze marzenia, czyli relacja ze spotkania z Camillą Läckberg.

Camilla Läckberg podpisuje mi swoją najnowszą książkę.
W dniu 27 października br. w warszawskim Empiku Junior  (ul. Marszałkowska 116/122) odbyło się spotkanie z Camillą Läckberg – szwedzką autorką kryminałów. Jest to moja ulubiona pisarka. Cenię ją za to, że nie unika trudnych, kontrowersyjnych tematów w swoich książkach, a jednocześnie nie popada w zbędny patos przy ich opisywaniu. Same zagadki kryminalne w poszczególnych książkach też dostarczają mi frajdy podczas czytania, gdyż naprawdę nie miała miejsca taka sytuacja, abym domyśliła się ich rozwiązania wcześniej niż pod koniec książki. Ogólnie rzecz mówiąc na sagę o Fjällbace nie składają się kryminały sensu stricto – każda książka jest raczej połączeniem wątku kryminalnego oraz spraw obyczajowych, przy czym nie przytłaczają się one nawzajem.

Spotkanie zaczęło się dopiero koło godz. 20:00 - zostało przesunięte z godz. 18:00 z uwagi na opóźniony lot pisarki do Warszawy. Pierwszym miłym akcentem było to, że p. Läckberg na samym początku przeprosiła za to opóźnienie, mimo że nie musiała – wszyscy wiedzieli, że nie nastąpiło ono z jej winy. Przez całe spotkanie dała się poznać jako niesamowicie ciepła i życzliwa osoba. Odpowiadała na każde postawione jej pytanie, potrafiła nawet zażartować i doprowadzić wszystkich zgromadzonych do wybuchów śmiechu. Kiedy przyszedł czas na autografy, dla każdego znalazła czas na króciutką rozmowę czy zrobienie zdjęcia. Deklarowała, że każdemu podpisze książkę, mimo że ludzi było mnóstwo. Na pewno wymagało to od niej sporej dawki samozaparcia, gdyż następnego dnia rano udzielała wywiadu w Dzień Dobry TVN, a później jechała na Targi Książki w Krakowie. A że samo piątkowe spotkanie zakończyło się podobno dobrze po 23:00, to domyślam się, wiele nie spała w nocy z piątku na sobotę. 
Dedykacja Camilli Läckberg
dla mnie i męża
na jej najnowszej książce.
Mimo zmęczenia, jakie Camilla Läckberg niewątpliwie odczuwała, potrafiła tak pokierować rozmową, że człowiek zadowolony i z uśmiechem na ustach odchodził od stolika, przy którym siedziała.

Jednym z minusów spotkania była kiepska wentylacja na sali, gdzie się ono odbywało. Bardzo szybko zrobiło się duszno i nie za bardzo można było swobodnie oddychać. Poza tym pani prowadząca spotkanie popełniła błąd nazywając otwarcie Katarzynę Bondę polską Camillą Läkberg. Było to tym bardziej niezręczne, że nasza rodzima autorka określana tym mianem była obecna na sali. Mi doskwierał też brak tłumacza w pobliżu, kiedy p. Läckberg podpisywała swoje książki. Ja nie za bardzo dobrze posługuję się angielskim (o szwedzkim nie wspominając). Rozumiałam, co pisarka do mnie mówiła, jednakże miałam problem, aby swobodnie jej odpowiedzieć. Mimo jednak tych drobnych błędów całe spotkanie zaliczam do niezwykle udanych i cieszę się, że mogłam brać w nim udział.

Na koniec chciałabym podziękować pracownikom Empiku, w którym odbywało się spotkanie, za życzliwość, jakiej od nich doświadczyłam. Obecnie jestem w zaawansowanej ciąży i długie siedzenie czy stanie daje mi się dość mocno we znaki. Takie drobnostki, jak wpuszczenie do służbowej toalety czy umożliwienie podejścia na samym początku do autorki, kiedy nadszedł czas podpisywania książek, były dla mnie dużym odciążeniem i sprawiły, że zniosłam spotkanie (od strony fizycznej) tak dobrze, jak to tylko było możliwe.


"Czarownica" jest dziesiątym
tomem sagi o Fjällbace.
Na spotkaniu zakupiłam najnowszy tom sagi o Fjällbace o wdzięcznym tytule „Czarownica”. Chciałabym go w miarę szybko przeczytać, nawet pomimo tego, że na następny tom będziemy musieli długo czekać. Camilla Läckberg wyjawiła bowiem, że najpierw ma w planach stworzenie dwóch innych serii, gdyż chce się sprawdzić w pisaniu o czymś innym, a dopiero później zabierze się za kontynuację sagi. Ja jednak i tak sięgnę w ciemno po inne jej pozycje, mimo że polubiłam autorkę swym czytelniczym sercem właśnie za serię o Erice i Patricku. 


*********************************

Wszystkie zdjęcia, jakie pojawiły się w tym wpisie 
są autorstwa mojego oraz mojego męża. 

wtorek, 17 października 2017

"Dziewczyna z Dzielnicy Cudów" - o tym, jak w brutalnym świecie pozostać sobą

Autor: Aneta Jadowska
Wydawnictwo: SQN Imaginato
Rok wydania: 2016
Ilość stron: 314


„Czasami koszmary mają imię.”


Z Dzielnicy Cudów, części miasta Wars, która w wyniku magicznych zawirowań sprzed ponad sześćdziesięciu laty utknęła w latach 30 – tych XX w., zostaje porwana jedna z piosenkarek pewnego renomowanego klubu o wdzięcznej nazwie "Pozytywka". Sprawę usiłuje rozwiązać Nikita. Trop bardzo szybko zaprowadzi ja tam, gdzie nigdy nie chciałaby się znaleźć... Tyle mniej więcej odnośnie fabuły mówi nam napis na tylnej stronie okładki. Jednak jest to tylko niewielki ułamek tego, co dzieje się w książce, a dzieje się dużo.

Akcja toczy się w Warsie oraz w małej części w Sawie – dwóch alternatywnych miastach (będących odpowiednikiem realnej Warszawy) przedzielonych rzeką, które w wyniku wyładowań magicznych zostały niejako zniszczone i pozbawione bezpieczeństwa, a normalne, spokojne życie okazało się być w nich niemożliwe. Wars stał się miastem mrocznym, gdzie „poza awanturą i śmiercią nic nie przychodziło łatwo”. Jeszcze gorsza sytuacja ma miejsce w Sawie, którą teraz zamieszkują przerażające potwory, zdolne do najpodlejszych rzeczy. Ludzie którzy zapuszczają się w te rejony albo są niespełna rozumu, albo chcą już pożegnać się z życiem, albo wystarczająca suma pieniędzy zdołała ich przekonać o zasadności udania się w te okolice...

Główną bohaterką jest wspomniana Nikita – zabójczyni na zlecenie pracująca dla organizacji kierowanej przez swoją matkę. Jest tajemniczą osobą, która bardzo chroni swą prywatność (nawet prawdziwe imię). Ma swoje demony i makabryczną wręcz przeszłość, z którymi stara się walczyć. Kiedy w pracy zostaje jej narzucony partner, z którym ma współpracować, nie jest z tego faktu zadowolona. Nikita ma bardzo silny charakter, taka twarda babka z niej, jednakże dla osób, które są jej w jakiś sposób bliskie, potrafi zdobyć się na wiele. Z tego też powodu postanawia odnaleźć zaginioną piosenkarkę i nawet dość szybko wpada na jej trop. Jednocześnie ma dosyć specyficzne (dość sarkastyczne) poczucie humoru, o czym może świadczyć np. zdanie "Przygarnęłam przybłędę i pracowałam za darmo. Duch mojej matki popełnia właśnie seppuku ze wstydu, że wychowała taką naiwniaczkę." Poza pracą Nikita koncentruje się głównie na tym, aby nikt nie poznał tajemnicy, jaką w sobie skrywa. Spodobała mi się relacja, jaka ją połączyła z Robinem, jej partnerem. Na początku go nie akceptowała jako kogoś jej narzuconego, i traktowała jak wroga. Potem zaczęła się do niego przekonywać, co nie przeszkadzało jej podśmiewywać się z niego. Zaczęła go doceniać dopiero wtedy, kiedy przekonała się o jego lojalności i dostrzegła podobieństwa, jakie są między nimi (np. każde z nich miało swój sekret, którym nie chciało się dzielić i dysponowało magią, którą nie lubiło się chwalić). Być może teraz fani Anety Jadowskiej rzucą mnie lwom na pożarcie, ale ta dwójka przypomina mi nieco Joannę Chyłkę i Zordona - bohaterów stworzonych przez Remigiusza Mroza (jednakże tylko z pierwszego tomu serii, tj. „Kasacji”) – przez ich zadziorną relację czy ukrywanie swoich tajemnic.

Mam mieszane odczucia co do „Dziewczyny z Dzielnicy Cudów”. Z jednej strony nie podoba mi się początek (który jest de facto streszczeniem życiorysu Nikity i ciągnie się niemiłosiernie) oraz nieustanne nawiązania do zła, jakiego doświadczyła ona od rodziców, trudnego dzieciństwa, zerwanej relacji z przyjaciółką czy też własnej orientacji seksualnej. Autorka raczy nas również ciągłymi wyjaśnieniami tych samych rzeczy, wydarzeń z przeszłości oraz zjawisk. Naprawdę, kiedy po raz kolejny czytałam, jakie konsekwencje może mieć tzw. czkawka, miałam ochotę odrzucić od siebie książkę. Moim zdaniem takie zabiegi były niepotrzebne i po części odebrały książce jej urok.

Jednakże nie jest tak, że ta książka jest do gruntu zła. Zawiera w sobie także i fajne rzeczy. Do gustu szczególnie przypadły mi plastyczne opisy Warsa i Sawy, sprawiające wrażenie, jakby miasta te żyły własnym życiem, niezależnym od bohaterów. To prawda, są one mroczne, ale opisane z wyczuciem, tak że ten mrok nie wydaje się jakiś sztuczny i nie razi. Poza tym, jak przebrnie się przez początek książki, później czyta się ją z przyjemnością, zwłaszcza że akcja przyspiesza i na każdej stronie dzieje się coś ciekawego. Wielki plus dla Anety Jadowskiej za to, że w wiarygodny sposób stworzyła od podstaw świat, w którym toczy się akcja. Swego rodzaju smaczkiem dla fanów jej twórczości może być również fakt, że w „Dziewczynie...” pojawia się dosyć często (tzn. główna bohaterka często ją wspomina) postać Dory Wilk, znanej z serii jej poświęconej. Nie spotkamy się tu jednak zdradzaniem fabuły tamtej serii – ja przynajmniej czegoś takiego nie dostrzegłam.


Podsumowując – w książce znajdziemy następujące słowa „Każdy ma jakiś talent”. Być może autorka nie popisała się w tym przypadku pięknym, literackim językiem (choć z drugiej strony podejrzewam, że gdyby on się pojawił, mogłoby się okazać, że po prostu nie pasuje do opowiedzianej przez nią historii) oraz nie ustrzegła się błędów w postaci m. in. licznych powtórzeń i wyjaśnień tego samego, to jednak w „Dziewczynie z Dzielnicy Cudów” pokazała talent do snucia wciągających opowieści. Z ochotą sięgnę po drugi tom, gdyż zakończenie pierwszego daje nadzieję ciekawie rozwinięcie akcji w dalszych częściach przygód o Nikicie.  


*******************************
Za możliwość przeczytania książki dziękuję portalowi czytampierwszy.pl

niedziela, 8 października 2017

VICTOBER 2017 – ciekawy sposób na zaznajomienie się z literaturą epoki wiktoriańskiej.



Kilka dni temu natrafiłam na youtubie na filmik Ange z kanału Beyond the Pages, który zapowiada Victober organizowany przez nią oraz kilka innych dziewczyn. Jest to akcja czytelnicza poświęcająca październik literaturze wiktoriańskiej i zachęcająca, aby w tym miesiącu czytać książki z tej epoki. Ja osobiście bardzo lubię literaturę angielską XIX w., więc pomysł zapoznania się z dziełami epoki wiktoriańskiej, których nie miałam jeszcze okazji czytać wydał mi się bardzo ciekawy. Dodatkowym plusem jest dla mnie to, że istnieje tylko pięć wyzwań, które realizuje się przez cały październik, przez co sama akcja nie wydaje mi się obciążająca. Poniżej przedstawię te kategorie wraz z podaniem, jakie tytuły mam zamiar przeczytać.

Książka autora pochodzącego ze Szkocji, Walii lub Irlandii.


Mój wybór padł „Portret Doriana Graya” Oscara Wilde'a, który pochodził z Irlandii. Aż wstyd mi, że jeszcze tej książki nie czytałam. Kiedy byłam w liceum, wypożyczyłam ją co prawda z biblioteki, ale odłożyłam po kilkunastu stronach, nie mogąc się w nią wgryźć. Może teraz, po latach, uda mi się ją przeczytać w całości.

P.S. Pod tę kategorię „podpadają” również tacy autorzy jak Margaret Oliphant, Robert Louis Stevenson, Bram Stoker, Sheridan La Fanu, czy też sir Arthur Conan Doyle.

Książka mało znana (mająca mniej niż 12,000 ocen na Goodreads)


Początkowo nie wiedziałam, jakie książki mało znane z tej epoki zostały przetłumaczone na polski. Z pomocą przyszedł przypadek. Otóż obecnie jestem w trakcie lektury „Pragnienia” Richarda Flanagana, gdzie jednym z bohaterów jest pisarz podobno bardzo popularny w epoce wiktoriańskiej, a mianowicie Wilkie Collins. Sprawdziłam na Goodreads jego książki i zobaczyłam, że powieść „Armadale” ma stosunkowo niewiele ocen, a ponieważ jej opis brzmi dla mnie zachęcająco zdecydowałam się wybrać tę akurat pozycję do tego wyzwania.

Książka z elementami nadprzyrodzonymi.


Zdecydowałam się na „Dr Jekyll i Mr Hyde” Roberta Louisa Stevensona. Jak dla mnie opowieść o mężczyźnie, który zmienia się w innego, będącego ucieleśnieniem zła, w zupełności odpowiada temu wyzwaniu.

Książka polecona przez kogoś innego.


Tutaj miałam największy problem, gdyż jedynymi osobami w moim otoczeniu regularnie czytającymi są mój mąż i jego kolega, a oni nie gustują w literaturze wiktoriańskiej. Jednak i w tym przypadku pomógł mi przypadek. Dosłownie dziś rano oglądałam filmik Gosi z kanału tuczytam, w którym opowiadała ona m.in. o całej tej akcji i poleciła widzom książkę „Północ i południe” Elizabeth Gaskell. Tak więc wezmę do siebie personalnie jej polecenie i zapoznam się z kolejną książką pani Gaskell (dotychczas czytałam tylko „Panie z Cranford” oraz „Żony i córki" tej autorki).

Książka, której autorem jest kobieta.


To chyba najprostsza kategoria, gdyż sporo jest książek z epoki wiktoriańskiej napisanych przez kobiety (jak choćby dzieła sióstr Brontë, wspomnianej Elizabeth Gaskell czy George Eliot). Mój wybór padł na "Shirley" Anne Brontë. Wieki minęły odkąd czytałam coś od sióstr Brontë. Najwyższy czas to zmienić. 



To by było na tyle. Mam nadzieję, że uda mi się zrealizować Victober, jednak jeśli mi nie wyjdzie (październik w tym roku to dla mnie miesiąc, w którym dużo się będzie działo i mogę pod koniec miesiąca zwyczajnie nie mieć czasu na czytanie) to tragedii też nie będzie. Ja traktuję tę akcję jako zachętę do sięgnięcia po literaturę wiktoriańską, a wyzwania realizować będę niejako "przy okazji". Jesień wszakże sprzyja zapoznawania się z klasykami.









czwartek, 5 października 2017

„RDZA” - opowieść o tym, jak bardzo przeszłość może wpływać na teraźniejszość.

Autor: Jakub Małecki
Wydawnictwo: SQN
Rok wydania: 2017
Ilość stron: 283


To jest wielkie szczęście, bać się, Szymuś. Tylko wtedy można pokazać,
że jest się odważnym.”



Chojny – niewielka wieś, pełna tajemniczych historii i skrywanych sekretów, gdzie wszyscy podobno wiedzą wszystko o sobie nawzajem, a tak naprawdę nie wiedzą najważniejszego. W takiej wsi mieszka Tośka, babcia Szymka, do której zawożą go rodzice podczas gdy sami mają wyjechać na krótki czas do wielkiego miasta. Szymek idzie wraz z kolegą na tory, na których układa ciąg monet. Myśli o tym, że rodzice niedługo mają wrócić i przywieść mu prezent. Wracając do domu babci nie wie jeszcze, że za chwilę jego życie diametralnie się zmieni...

Tośka przez zaistniałe okoliczności zostaje niejako zobligowana do tego, aby zająć się wnuczkiem. Mimo swej nieporadności stara się pomóc mu przejść przez ciężki dla niego okres. Szymek nie umie jednak znaleźć z babcią kontaktu. Uważa ją trochę za osobę dziwną, jednak nie wie, czego doświadczyła kilkadziesiąt lat wcześniej. Nawet nie podejrzewa, ile nieszczęścia i niepewności musiała przeżyć w czasie II wojny światowej (kiedy była w podobnym do niego wieku) oraz że przez całe życie kochała Niewidzialnego Człowieka miłością szaleńczą, nie mającą szans na pozytywne zakończenie. My, czytelnicy, poznajemy niewesołe losy Tośki poprzez retrospekcje, których nie szczędzi nam autor, jednak Szymek nie zna prawdy o babci do samego końca powieści. Mamy więc dwa pokolenia, które muszą się nauczyć nawzajem, jak ze sobą koegzystować oraz nakładające się na siebie dwie linie czasowe, z których jedna (przeszłość) definiuje drugą (teraźniejszość).

„Rdza” jest opowieścią o miłości, dobru, cierpliwości, ale także o stracie, z którą ciężko się pogodzić. Przedstawia wzajemne powiązania pomiędzy bohaterami i wyjaśnia, co spowodowało, że są oni tacy, jacy są. Daje to nam cenną lekcję, aby nie oceniać po pozorach, gdyż ci, których teraz mamy np. za zgryźliwych i złośliwych staruszków, kiedyś byli młodzi, mieli swoje pasje i marzenia, a obecną ich zgryźliwość spowodowała być może tragedia z przeszłości, która nadal w nich tkwi i wywołuje niesamowity ból. Łatwo więc domyślić się że owa rdza jest w powieści tym wszystkim z przeszłości, co osiada na człowieku i pozostawia w nim nieusuwalny ślad zmieniając całkowicie jego życie.

Jakub Małecki po raz kolejny dokonał rzeczy, która udaje się nielicznym – na zaledwie 283 stronach stworzył wielowątkową opowieść obejmującą swym zasięgiem trzy pokolenia, porażającą swoją wrażliwością i poruszającą. Czytając jego książkę miałam wrażenie, że jego ona monumentalną historią, mającą tysiące stron i nie docierało do mnie że jest niecałe 300. Zazwyczaj przy tak małej liczbie stron nie udaje się w stworzyć tak rozbudowanej sagi bez jej spłycenia czy poczynienia skrótów wypaczających jej sens. Autorowi „Rdzy” udało się zaś z powodzeniem tego dokonać. Wszystko jest w niej kompletne i pięknie ze sobą współgra. Nawet okładka jest kompatybilna z treścią. Zasłonięcie twarzy postaci na niej przedstawionej zdaje się sugerować, że nie tak naprawdę bohaterem książki mógłby być każdy z nas. Jakub Małecki po mistrzowsku opisuje losy zwyczajnych ludzi. Robi to w niezwykłą wrażliwością i wyczuciem. Nie unika przy tym ukazania bolesnej prawdy, ale też i nie epatuje zbędnym patosem.

W książce tej autor zabiera nas w literacką podróż do małej polskiej wsi, gdzie poprzez ukazanie historii i tajemnic jej mieszkańców podkreśla znaczenie takich uniwersalnych wartości, jak miłość, dobro, wierność czy cierpliwość. Tak jak w „Dygocie” wydarzenia historyczne są tutaj ukazane jako wątki poboczne, służące ukazaniu kontekstu opowieści – tak aby nie była ona zawieszona w próżni.

Podsumowując - z przyjemnością stwierdzam, że Jakub Małecki rozwija się z książki na książkę. W czasie lektury „Rdzy” wyczuć można, jaką pracę włożył w to, aby nie wyszła z niej kolejna smętna opowieść o zwyczajnych ludziach, jakich wiele na rynku. „Rdza” oczarowała mnie swoją dojrzałością, a jednocześnie swego rodzaju delikatnością.


Książkę tę polecam przede wszystkim fanom twórczości Jakuba Małeckiego, ale również tym osobom, które lubią zagłębiać się w niebanalne historie i czytać o tym, jak bardzo wydarzenia z przeszłości mogą definiować człowieka. Mam nadzieję, że zachwyci was ona, tak jak i mnie zachwyciła. Warto ją przeczytać, aby przekonać się, że można w niecodzienny sposób pisać o codzienności.  


ps. Zdjęcie pochodzi z oficjalnej strony autora..

***************************

Za możliwość przeczytania książki dziękuję portalowi czytampierwszy.pl