29
września 1887 r. (a więc równe 130 lat temu) w „Kurierze
Codziennym” ukazał się pierwszy odcinek „Lalki” Bolesława
Prusa. Odnoszę wrażenie, że stosunkowo niewiele osób wie, że
powieść ta była początkowo wydawana w odcinkach w czasopiśmie, a
dopiero z czasem ukazała się w formie książkowej. Tak więc
dzisiejszy dzień możemy uznać za swego rodzaju kolejną rocznicę
„narodzin” tej powieści.
„Lalka”
jest książką monumentalną, wyjątkową, choć przez wielu
niedocenianą. Nie bez znaczenia jest to, że sporą cegiełkę
dołożyło umieszczenie jej w kanonie lektur szkolnych, kiedy to
uczniowie wraz z nauczycielami nie dysponują tak dużą ilością
czasu, aby w pełni móc się nad nią pochylić nad jej obszerną
przecież treści. Z konieczności podchodzą przez to do niej
podchodzić wybiórczo, co z kolei prowadzi do jej powierzchownego
zrozumienia.
Powieść
ta początkowo miała nosić zupełnie inny tytuł, a mianowicie
„Trzy pokolenia”. Odwoływać miał się do trzech pokoleń,
których poglądy i zachowania były reprezentowane przez Rzeckiego
(pokolenie romantyków, dawnych idealistów), Wokulskiego (tzw.
pokolenie przejściowe pomiędzy romantyzmem a pozytywizmem) oraz
Ochockiego (pokolenie pozytywistów, entuzjastów nauki). Sam
Bolesław Prus twierdził, że tytuł „Lalka” był w zasadzie
przypadkowy i odnosił się m. in. do
przeczytanej przez niego notatki o procesie młodej kobiety
oskarżonej o kradzież lalki, która ostatecznie została
oczyszczona z zarzutów (historia ta znalazła potem swoje
odzwierciedlenie w książce). Notatka ta miała podsunąć autorowi
ostateczny zarys powieści, dlatego też zdecydował się on na taki
tytuł, który nawiązywałby do tamtego procesu. Ja osobiście
uważam, że tytuł można odnieść także do dwójki głównych
bohaterów: Izabeli Łęckiej i Stanisława Wokulskiego, aczkolwiek
nie było to zapewne zamierzeniem autora. Łęcka jest dla mnie
typową lalką, nie mającą własnego zdania, dla której liczy się
tylko wygoda oraz to, aby odpowiednio pokazać się w towarzystwie.
Nie ma w niej żadnych głębszych uczuć, w czym jest podobna do tej
zabawki. Natomiast Wokulski przez bardzo długi czas pozostaje
bezwolny wobec niej, daje jej się manipulować i prowadzić, tak jak
dziewczynki prowadzą swoje lalki.
Stanisław
Wokulski w sumie nigdy nie został w pełni zaakceptowany przez
jakąkolwiek społeczność. Środowisko kupców odrzucało go,
ponieważ chciał wejść w towarzystwo szlacheckie. Uważali, że
pcha się na tzw. salony, a nimi samymi pogardza. Natomiast szlachta
nie chciała go wśród siebie, ponieważ uważała że jako kupiec
niegodny jest tego, aby bywać wśród nich. Akceptowali jego
istnienie jedynie wtedy, gdy czegoś od niego chcieli. Wokulski był
człowiekiem dwóch idei, które w nim ciągle się spierały – z
jednej strony idealista i romantyk, a z drugiej przedsiębiorczy
kupiec, stanowczy w prowadzonych przez siebie interesach (szkoda, że
tylko w nich). Przez nieustanne ścieranie się ze sobą tych idei
długo nie mógł zaznać spokoju wewnętrznego. Największą wadą
Wokulskiego moim zdaniem było to, że kochał Izabelę za bardzo i
był bezkrytyczny wobec niej. Przez bardzo długi czas brakowało mu
zdrowego rozsądku jeśli chodzi o miłość do tej kobiety. Miewał
co prawda swego rodzaju przebłyski, w których zdawał sobie sprawę
z tego, że uczucie to go niszczy wewnętrznie, ale i tak potem lgnął
do Łęckiej jak przysłowiowa ćma do lampy. Dla mnie postać ta
jest doskonałym przykładem na to, aby odejść od toksycznej i
niszczącej relacji, dopóki nie jest jeszcze za późno. Czy
Wokulskiemu to się udało, tego do końca nie wiemy z uwagi na
otwarte zakończenie „Lalki”, ale lubię wierzyć w to, że
jednak tak się stało.
Jeżeli
chodzi o postać Izabeli Łęckiej, to pierwszym, co mi przychodzi do
głowy jest cytat z „Psów” w reżyserii Władysława
Pasikowskiego - „(...)
bo to zła kobieta była”.
W istocie Izabela była złą kobietą, do tego jeszcze niepospolicie
głupią, choć sama o sobie myślała jak najlepiej. Trwoniła swoje
uczucia na błahostki, bezwartościowe szkiełka. Ludzi stojących
niżej od niej uważała za gorszych, którzy zostali powołani do
życia jedynie po to, aby uprzyjemnić życie jej samej oraz sfery,
do której należała. Liczyły się dla niej ładne suknie,
odpowiednie towarzystwo i bywanie w nim. Doskonale ilustruje to m.
in. cytat: „Gdyby
ktoś ją szczerze zapytał: czym jest świat, a czym ona sama?,
niezawodnie odpowiedziałaby, że świat jest zaczarowanym ogrodem,
napełnionym czarodziejskimi zamkami, a ona – boginią czy nimfą
uwięzioną w formy cielesne. (…) Poza tym czarodziejskim był
jeszcze inny świat – zwyczajny. (…) I mówiła sobie, że tamten
świat, choć niższy, jest ładny (…). Stamtąd pochodzi jej
wierny Mikołaj i Anusia, tam robią rzeźbione fotele, porcelanę
kryształy i firanki, tam rodzą się froterzy, tapicerowie,
ogrodnicy i panny szyjące suknie. (…) Zdawało jej się, że cały
świat jest dla niej, a ona po to, ażeby się bawić.” Widzimy
więc wyraźnie, że Izabela Łęcka była egoistką i egocentryczką,
nie liczącą się z uczuciami innych osób. Ważni dla niej byli o
tyle, o ile spełniali jej kaprysy i zajmowali odpowiednio wysoką
pozycję w towarzystwie. Szczerze cie cierpię tej postaci. Wstyd się
przyznać, ale czułam mściwą satysfakcję czytając o tym, jak
zakończyły się jej losy.
Moim
ulubionym bohaterem „Lalki” jest natomiast Ignacy Rzecki, subiekt
w sklepie należącym do Wokulskiego. To dobra i ciepła postać,
choć momentami zbyt zapatrzona w przeszłość i trochę naiwna.
Prowadził pamiętnik (tzw. Pamiętnik starego subiekta), w którym w
interesujący sposób opisywał swoje spostrzeżenia odnośnie
Wokulskiego i jego przeszłości – były one cenne dla powieści
(jako jedyne źródło dawnych losów Stanisława), momentami urocze,
ale też i naiwne. Dotykał w nim również wielu innych kwestii, jak
np. początki swojej pracy w sklepie Minclów, procesy polityczne
zachodzące w II poł. XIX w. czy też powstanie węgierskie lub ród
Bonaparte. Ignacy Rzecki był według mnie podobny do nakręcanych
przez siebie zabawek – gdy zabrakło w jego życiu sklepu jako siły
napędowej, gdy był spychany w jego życiu na dalszy plan i
kontrolowany, po prostu zgasł.
„Lalka”
zaskakuje swoją wielowątkowością. Utwór ma wiele płaszczyzn, z
które odkrywamy w miarę lektury. Bohaterowie są tutaj wyraziście
ukazani, nawet ci drugoplanowi. I tak Łęcki (ojciec Izabeli)
ukazany jest jako zadufany w sobie arystokrata, Książę jako osoba
lubiąca działać wyłącznie cudzymi rękami, zaś Helena Stawska
jako ciepła i uczciwa kobieta (całkowite przeciwieństwo Izabeli).
Swoistym smaczkiem II planu jest grupa studentów mieszkająca w
kamienicy kupionej przez Wokulskiego. Boje, jakie toczyli z baronową
Krzeszowską nieraz doprowadzały mnie do wybuchów niekontrolowanego
śmiechu. Mogłoby się wydawać, że są psotnymi hultajami, jednak
poważnie patrzyli na życie i mieli słuszne moim zdaniem zarzuty do
społeczeństwa, w którym przyszło im żyć („Społeczeństwo,
jeżeli (…) każe mi się uczyć i zdawać kilkanaście egzaminów,
zobowiązało się tym samym, że mi da pracę ubezpieczającą mój
byt... Tymczasem albo nie daje mi pracy, albo oszukuje mnie na
wynagrodzeniu.”).
Bardzo
podobał mi się ciekawy, niezwykle plastyczny opis ówczesnej
Warszawy. Czytając dotyczące tego poszczególne fragmenty książki
miałam wrażenie, jakbym tam wtedy była (zwłaszcza że znam te
okolice „współcześnie”). Do gustu przypadło mi również
otwarte zakończenie, z którego wcale nie wynika, jak zakończyły
się losy Wokulskiego i możemy się tego jedynie domyślać.
Zwolennicy takiej czy innej wersji mogą zinterpretować owo
zakończenie wedle własnych domysłów.
„Lalkę”
Bolesława Prusa poleciłabym przede wszystkim osobom lubiącym
ciekawe powieści obyczajowe dziejące się w dawnych czasach, które
poruszają także poważne tematy oraz szeroko ukazują opisywaną
rzeczywistość. Ja przeczytałam ją już dwukrotnie. Pierwszy raz w
szkole (jako lekturę), drugi natomiast pod koniec ubiegłego roku.
Po ponownej lekturze doszłam do wniosku, że zupełnie ją inaczej
ją odebrałam niż kilkanaście lat wcześniej, choć i wtedy mi się
podobała. Jednakże w tamtym czasie nie miałam po prostu czasu, aby
poświęcić jej wystarczająco dużo uwagi. Nie zastanawiałam się
przez to za bardzo nad jej treścią, choć oczywiście przeczytałam
ją w całości. Odebrałam ją wtedy jaką miłą powiastkę
obyczajową, która ma monstrualne rozmiary. Dziś ze wstydem biję
się w piersi. Dopiero przy ponownym czytaniu zobaczyłam, jak wiele
rzeczy i kontekstu mi wtedy umknęło. Z pewnością nie raz sięgnę
jeszcze po „Lalkę”. Dla mnie stałą się ona powieścią, do
której można wracać niezliczoną ilość razy, a i tak zawsze coś
ciekawego się w niej znajdzie – coś, co umknęło uwadze podczas
wcześniejszych lektur.|