Autor: Eric Emmanuel Schmitt
Wydawnictwo: Znak Literanova
Rok wydania: 2011
Ilość stron: 88
„Od dzisiaj będziesz bacznie obserwował każdy dzień, mówiąc sobie, że ten dzień to jakby dziesięć lat. - Dziesięć lat? - Tak. Jeden dzień to dziesięć lat.”
Cierpienie
dzieci zawsze budzi złość jako niezasłużone nieszczęście,
które na nich spadło. Ciężko jest o nim mówić, a jeszcze ciężej
pisać w taki sposób, aby nie trąciło to tanim żerowaniem emocji.
Czy udało się to autorowi „Oskara i pani Róży”?
Niekoniecznie...
Oskar
to 10 – letni chłopiec, który jest nieuleczalnie chory. Z tego
też powodu stale przebywa w szpitalu. Nie ma już nadziei na jego
wyzdrowienie. Oskar nie może pogodzić się z tym, że rodzice, czy
kadra szpitala boją się z ni o tym rozmawiać i unikają go. Jedyną
osobą, z którą ma bliski kontakt jest wolontariuszka nazywana
przez niego panią Różą. Ona proponuje mu następującą zabawę:
przez jeden dzień miałby żyć tak, jakby to było 10 lat. Dzięki
temu mógłby poznać całe życie. Zachęca go również do pisania
listów do Pana Boga. Oskar nie wierzy w Boga, ale zaczyna tworzyć
te listy - cała książka ma właśnie formę epistolarną i składa
się z tych listów, w których nasz tytułowy bohater opisuje swoje
przeżycia.
Dla
mnie ta książka jest jak wydmuszka. Początkowo wydaje się być
wartościowa, ale tylko do momentu zagłębienia się w jej lekturę.
Wtedy dostrzega się, że owa wartość to tylko pozory, ukrywające
pustą treść. Opowieść ta trąci tanim sentymentalizmem, graniem
na emocjach czytelników. Wiele w niej znanych wszystkim złotych
myśli typu: „Choroba jest częścią mnie”, które wydają się
być sentencjami już gdzieś zasłyszanymi.
Oskar
w całej opowieści nagminnie nadużywał przekleństwa „cholera”
i jego odmian. Ogólnie jego język nie pasował do jego wieku, był
bardziej właściwy nastolatkowi czy dorosłemu niż dziecku. Sposób,
w jaki osoby w tym wieku opisują swoje doświadczenia np. w
całowaniu nie rażą aż tak bardzo, jak w przypadku, gdy w ten sam
sposób czyni to małe dziecko – wtedy wydaje się to być po
prostu wulgarne. Włożenie w usta 10 – letniego chłopca takich
„dorosłych” odzywek okazało się dla mnie być nie do
przyjęcia. Nie podobało mi się również i mocno raziło skrajnie
negatywne odniesienia Oskara do rodziców czy Brigitte, dziewczynki z
Zespołem Downa (również przebywającej w tym samym co on
szpitalu). Nawet śmiertelna choroba tego chłopca nie usprawiedliwia
według mnie takich słów, jak „Po
tych dwojgu kretynach, którzy nie mają więcej rozumu jak worek na
śmieci...” (w
odniesieniu do rodziców), czy „Więc
kiedy Brigitte, ta z downem, która zawsze się do wszystkich klei,
bo u mongołów to normalne, są bardzo uczuciowi, przyszła do mnie
przywitać się, pozwoliłem jej całować się wszędzie. Szalała z
radości, że jej pozwalam. Zachowywała się jak pies, który wita
swojego pana” -
dla mnie są one świadectwem czystego chamstwa i wręcz
okrucieństwa. Mi osobiście podobały się tylko dwa aspekty książki
„Oskar i pani Róża”, a mianowicie wspomniana wyżej zabawa
traktowania jednego dnia jak 10 lat życia oraz wzruszające
zakończenie. To jednak zbyt mało, abym mogła cenić całą
opowieść.
Podsumowując
– nie mogę polecić tej książki, gdyż ciężko polecać mi
cokolwiek co nie przypadło mi do gustu. Jednak jest to moja
subiektywna opinia. Jeżeli komukolwiek się ona podoba, to dobrze.
Każdy z nas ma inny gust czytelniczy i to jest fantastyczne. W końcu
na świecie jest tyle książek, że każdy znajdzie coś dla siebie.
Czytałam "Oskara i Panią Różę" ładnych kilka lat temu, gdzieś na początku gimnazjum, i właściwie nie za wiele z tej lektury wyciągnęłam - wynikało to przede wszystkim z faktu, że przeczytałam ją na głos dla całej klasy, w całości, ciężko więc było się dostatecznie skupić. Zabawa w jeden dzień równy dziesięciu latom również mi się podobała, ale niewiele więcej swoich wrażeń pamiętam. Wiem jedynie, że powieści Schmitta generalnie nie poruszają mnie tak, jak robią to w przypadku reszty odbiorców. Cóż, może z moim odbiorem jest coś nie tak?
OdpowiedzUsuńPozdrawiam cieplutko,
S.
nieksiazkowy.blogspot.com
Ja czytałam wcześniej zbiór opowiadań tegoż autora "Historie miłosne" i on też mnie nie porwał. Zaraz po lekturze „Oskara...” miałam wrażenie, że coś ze mną nie tak, skoro nie podoba mi się coś, czym tak wiele osób się zachwyca i co zachwala. Jednak niedługo potem przyszła refleksja, że każdy z nas może mieć inny gust czytelniczy i nie każdemu musi się podobać to samo. Tak więc z Twoim odbiorem wszystko jest w porządku ;-)
UsuńMnóstwo serdeczności życzę !