piątek, 19 stycznia 2018

„WARKOT” - o tym, że kryminał retro z nutą fantasy to nie zawsze przepis na sukces

Autor: Jarosław Rybski
Wydawnictwo: SQN
Rok wydania: 2017
Ilość stron: 379


Kiedy mijała gąszcz rododendronów, zauważyła coś dziwnego. Ktoś podrzucił, albo zgubił skórzaną teczkę zapinaną na dwie klamry. Podeszła bliżej i dostrzegła wystającą z krzaka nogę. Nogę w męskim bucie, brunatnej skarpetce, z podciągniętą do połowy łydki nogawką. „Ach, te pijaki” - pomyślała odruchowo, bo dość często widywało się zapóźnionych balowiczów, którzy ucinali sobie drzemkę pod chmurką. Kiedy przyjrzała się dokładniej nodze, spostrzegła, że jest nienaturalnie sina. Odskoczyła. Nie może być. Rozgarnęła gałęzie i zamarła.”

Każdy czytelnik wie, że dobry kryminał musi mieć dobrze skonstruowaną intrygę i nie może zbyt szybko odkrywać wszystkich kart. Wbrew pozorom niełatwo jest stworzyć coś takiego. Skomponować retrokryminał jest jeszcze ciężej, gdyż poza linią fabularną autor musi zadbać o to, aby umiejscowienie jej w danym okresie czasu było wiarygodne oraz zrozumiałe i atrakcyjne dla czytelnika. Do „Warkotu” Jarosława Rybskiego zachęciło mnie umiejscowienie akcji we wczesnych latach 50 – tych. Ciekawa byłam, jak autor poradził sobie pisząc powieść dziejącą się w czasie, kiedy powojenny Wrocław budził się do życia w komunistycznej rzeczywistości. Niestety książka nie chwyciła mnie za serce.

Funkcjonariusze milicji bezskutecznie starają się złapać seryjnego mordercę, który swoje ofiary całkowicie pozbawia krwi. Po mieście roznosi się pogłoska, że ma z tym jakiś związek czarna pobieda krążąca ulicami Wrocławia. Dodatkowo pewno tajemnicze zgromadzenie poszukuje relikwii zaginionej w czasie wojny, lecz bynajmniej nie robi tego w dobrych zamiarach. Z biegiem czasu okazuje że obie te sprawy łączą się ze sobą. Rozwiązać je próbuje grupa złożona z milicjanta, dziwnego, bo sprawiedliwego, a także z wygadanego majstra z drukarni i zapatrzonego początkowo w idee komunizmu studenta. Czy uda im się powstrzymać w porę morderców i ocalić tym samym życie mieszkańcom miasta? Jaki udział ma w tym pewien nietuzinkowy starzec? O tym czytelnicy przekonają się podczas lektury.

Akcja powieści przeplatana jest opisami życia w powojennym Wrocławiu. Według mnie są to fragmenty zbyt obszerne i do tego przeładowane informacjami. Gdyby były nieco mniej drobiazgowe, z pewnością pasjonowałyby czytających, a tak niestety nużą i sprawiają, że niekiedy czytelnik gubi się w akcji. Podobna rzecz występowała np. u Henryka Sienkiewicza, który rozwlekłym opisywaniem m.in. przyrody skutecznie zniechęcił do siebie setki czytelników, zwłaszcza wśród uczniów. Nie o takie „wzorowanie” się na klasyce autorowi zapewne chodziło, niemniej taki efekt uzyskał. To tak jak z np. z czekoladą – niejednemu ona bardzo smakuje, jednakże spożywana w nadmiarze powoduje potężną niestrawność.

Bohaterowie książki Jarosława Rybskiego pochodzą z różnych grup społecznych (mamy tu m.in. studenta, milicjanta czy majstra), jednakże żaden z nich nie posiada cech, które by go wyróżniały. Do tego zbyt łatwo momentami za pewnik uznają oni występowanie zjawisk nie dających się racjonalnie wyjaśnić. Język, jakimi oni się posługują nie pasuje z kolei do czasu, w jakim przyszło im żyć. Dialogi pomiędzy nimi są miejscami wręcz infantylne i drętwe. Czytając „Warkot” miałam ponadto wrażenie, że część fantasy została potraktowana po macoszemu – jakby pisarz nie do końca mógł się zdecydować, czy u niektórych postaci działa magia, czy tylko siła sugestii, więc raz pokazywał jedno, a raz drugie.

Podsumowując – autor niewątpliwie wykonał olbrzymi research, jeżeli chodzi o opisywanie życia w powojennym Wrocławiu i za to należy mu się szacunek, jednakże moim zdaniem przesadził on w drugą stronę. Opisy te są, jak już wspomniałam, przeładowane wprost informacjami i przez to przestają być atrakcyjne dla czytelnika. Linia fabularna, pomimo ciekawego pomysłu, nie miała w sobie życia i niestety mnie nie wciągnęła. Nie miałam momentu, w którym z zapartym tchem przewracałabym kolejne strony. Spokojnie mogłam przerwać w dowolnym fragmencie i robić coś innego bez tęsknoty za opowieścią. Zakończenie pozwala nam domyślać się, że powstanie kontynuacja powieści. Jeżeli tak się stanie, prawdopodobnie kiedyś po nią sięgnę z czystej ciekawości, jak dalej potoczyły się losy bohaterów, jednakże nie będę się po niej spodziewać tak wiele, jak w przypadku „Warkotu”.

******************************************

Za możliwość przeczytania książki dziękuję portalowi czytampierwszy.pl

1 komentarz:

  1. Miałam w planach, ale chyba jednak zrezygnuję :)
    duzoczytac.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń