Wydawnictwo:
SQN
Rok
wydania: 2015
Liczba
stron: 312
„Bo życie to jeden, kur...a, wielki dygot”
Istnieje
zło, które przywiera do człowieka niczym druga skóra i na zawsze
odciska swoje piętno, które kształtuje życie poprzez uprzedzenia
doprowadzające do tragedii. Widać to m. in. poprzez okrucieństwo
powojennej polskiej prowincji nie wybaczającej odmienności.
Opowiada też o tym „Dygot” autorstwa Jakuba Małeckiego.
Pomimo
tego, że zakupiłam tę książkę jakiś rok temu, zapoznałam się
z nią dopiero stosunkowo niedawno. Wcześniej miałam dość duże
wątpliwości, czy naprawdę chcę ją przeczytać. Nominacje do
Nagrody Literackiej Angelus, Poznańskiej Nagrody Literackiej oraz do
Książki Roku według portalu Lubimyczytać.pl w kategorii
literatura piękna, Złote Wyróżnienie Nagrody Literackiej im.
Jerzego Żuławskiego, mnóstwo pozytywnych opinii i recenzji. Trochę
mnie to odstraszało. Obawiałam się, że przez te wszystkie
zachwyty nabiorę nie wiadomo jak wysokich oczekiwań, by potem mocno
się rozczarować, gdy „Dygot” okaże się jedynie przyzwoitą
powieścią. Przyznam się szczerze, że gdyby nie lipcowy Bookathon,
to jeszcze przez długi czas bym po nią nie sięgnęła. Wybrałam
ją w sumie z konieczności, bo jako jedyna pasowała mi jakoś do
jednego z wyzwań. Zaczęłam ją czytać i zauroczyłam się jej
treścią już od pierwszej strony.
Frau
Eberl, Niemka uciekająca przed żołnierzami Armii Czerwonej,
przeklina Jana Łabendowicza jego żonę i ich nienarodzone dziecko.
Jan początkowo miał ją odwieźć do Niemiec, jednakże w czasie
jazdy odmówił jej pomocy i zostawił ją samą wraz z córkami na
środku drogi, sam uciekając. Niedługo po tym wydarzeniu Irena,
żona Jana, rodzi Wiktora - chłopca o białej jak śnieg skórze,
który zostaje odrzucony przez mieszkańców ich wsi jako odmieniec.
Z kolei Emilię, córkę Bronka Geldy ściska klątwa
cyganki, której ten odmówił pieniędzy. Mając zaledwie kilka lat
zostaje ona ciężko poparzona w wyniku wybuchu granatu i ledwo
uchodzi z życiem. Drogi obu tych rodzin w pewnym momencie się
przecinają, a dodatkowo zespala je uczucie jakie połączy Wiktora i
Emilię. Po upływie kilkudziesięciu lat ich syn, typowy lekkoduch,
zdoła rozwikłać pewną tajemnicę rodzinną, co w pewien sposób
zmienia też jego samego.
„Dygot”
jest uniwersalną opowieścią o codzienności, wewnętrznych
rozterkach, wyobcowaniu wśród rodzimej społeczności, czy inności
z góry skazanej na odrzucenie. Słowa w tej książce mają
olbrzymią moc i potrafią nawet zabijać. Klątwy rzucone przez
cygankę i Frau Eberl ścigają członków obu rodzin nawet po
upływie wielu lat. Sam dygot jawi się jako mieszanina cierpienia,
zagubienia i jakiegoś wewnętrznego rozmycia. To tajemnicze drżenie
wywołane obawą, co będzie dalej.
Książka
Jakuba Małeckiego opowiada czytelnikom historię zwyczajnych ludzi,
którzy są opisywani z perspektywy ich wewnętrznych przeżyć i
rozterek wpływających na podejmowane przez nich decyzje. Ja
osobiście miałam wrażenie, że dzięki temu stali się oni tacy
swojscy, jakby żyli gdzieś obok nas. Jednocześnie autor w subtelny
sposób pokazał okrucieństwo społeczności, która nie wybacza
odmienności.
Wiktor
urodził się jako albinos – człowiek o bardzo jasnej karnacji,
białych włosach, brwiach i rzęsach. Był przez to prześladowany
przez mieszkańców swojej wsi. Oskarżali go oni o wszelkie
nieszczęścia, jakie ich dotykały. Nie rozumieli istoty jego
przypadłości i z góry ją odrzucali jako coś złego. Z drugiej
strony panowało u nich przekonanie, że poszczególne części jego
ciała mogą stać się amuletami i zapewnić im szczęście. Wiktor
dorastał więc wyobcowany i nieakceptowany przez swoje środowisko.
Walczył z własnymi demonami w nikim nie znajdując wsparcia. Z
drugiej strony mamy Emilię. Będąc dzieckiem została ona ciężko
poparzona w wyniku wybuchu granatu. Co prawda przeżyła wtedy,
jednakże do końca życia na jej ciele pozostały szpecące blizny.
Z tego też powodu była odtrącana przez rówieśników, co z
pewnością ujemnie wpływało na jej życie. Mamy więc dwoje ludzi
obarczonych fatum, którzy nie ze swej winy cierpią z powodu swojej
inności. Łączy ich uczucie miłości i początkowo wydaje się, że
w końcu zaznają szczęścia w życiu. Niestety, owo fatum daje w
końcu o sobie znać...
W„Dygocie”
Jakuba Małeckiego zostały opisane losy 2 rodzin na przestrzeni
prawie 70 lat. Jest to historia ich codzienności i brak jest
zawirowań wpływających na większą grupę ludzi. Z drugiej strony
są w opowieść zostały wplecione wydarzenia, które rzeczywiście
miały miejsce (jak np. wybór kard. Wojtyły na papieża czy atak na
wieże World Trade Center), jednakże one również nie mają wpływu
życie bohaterów. Ich losy są opisane dosyć dynamiczne, ale w taki
sposób że czytelnik podczas lektury ma wrażenie, jakby świat
wokół niego zwolnił. Jako swego rodzaju smaczek mogę wyjawić, że
przez część książki przewija się postać pewnej znanej polskiej
aktorki przedwojennej, jednakże to też nie wpływa znacząco na
akcję.
Bardzo
podobał mi się styl książki. Została ona napisana w niezwykle
pięknym, literackim języku, dopracowanym w najmniejszych nawet
szczegółach. Nawet detale są opisane w wysmakowany sposób. Można
by powiedzieć, że przy użyciu minimum słów jest tu pokazane
maximum treści. Świat nierealny w wyrafinowany i dobrze
zbalansowany sposób są tutaj połączone ze światem rzeczywistym.
Rzucone klątwy i ponure przepowiednie tworzą tutaj niesamowity
klimat ubarwiający całą historię. Rzeczywistość wymyka się
normalnemu rozumowaniu i stoi niejako w kontrze ze sprawami
przyziemnymi, których jest przecież niemało. Jakub Małecki
stworzył utwór pełny emocji, wymykający się utartym schematom.
„Dygot”
jest dla mnie książką wyjątkową, literacką perełką, która
hipnotyzuje od pierwszej do ostatniej strony. Pamięta się o niej
długo po zakończeniu lektury. Wchodzi gdzieś głęboko w człowieka
i zakotwicza się na wiele tygodni. Kiedy skończyłam ją czytać
byłam na siebie ogromnie zła za to, że tak długo zwlekałam z jej
lekturą. Teraz rozumiem zachwyty nad nią i w pełni je podzielam.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz